patrzę na nasze królestwo z powagą, miły. nie widzę jakiego koloru jest drzewo za tobą. zapach świtu stał się niewyraźny. konieczność doglądania zdarzeń codziennych na moment odbiera mi przytomność.
poszłabym z tobą tam, gdzie nikt nie mieszka, gdzie nie leją wina, gdzie uczciwie przyjmują strach. moglibyśmy królować w ciszy bez zbędnych usiłowań i bezpańskich słów. moglibyśmy na chwilę być nieuważni bez obawy, że nieuczesane historie wywołają skandal niedopasowania.
jesteśmy wolni, królu. nie przyjmiemy na siebie niechcianych, nie naszych. jesteśmy wolni w królestwie, które tętni życiem, w którym dzieci śmieją się, a koty prężą grzbiety w słońcu. to wszystko należy do nas, ale my przecież wolimy siną dal naszej osobnej ciszy.
kiedyś przecież spadnie śnieg. będzie biało. będziemy młodzi.