wtorek, 25 grudnia 2012

opowieść królowej f. "skorupy"

kiedy sny wyrywają nocy zęby, zastanawiam się, czy święte żony, szare matki, kochankowie i kamraci są na swoich miejscach.

myślę o rozstaniach, którym można nadać kolor. może również dźwięki.

kochankowie odchodzą w purpurze. w czerni przyjaciele, w granacie ojcowie i matki. dzieci otacza biel i złoto. niektórym tylko towarzyszy pomruk mórz.

przemieniacie się. pamiętam was pełnych i jasnych. pamiętam słowa, które mogłam nosić w kieszeniach płaszcza. wasze skupienie poruszało mnie, chciałam oddać wam koronę i najlepsze z klejnotów. tymczasem, trzewikiem ze skóry wdeptuję w ziemię skorupy.

dawnych moich sojuszników opętał diabeł i nabawili się ospy.

środa, 19 grudnia 2012

opowieść królowej f. "król"

przynoszę ci odpoczynek, królu. za uchem usiadł ci motyl, poczuj się więc lekki i spokojny. świat rozplótł już swoje warkocze, prawda? wygłaskał cię jak małego kota.

widzę naszą królewską śmiertelność, tak cenną, że nie odważyłabym się prosić o nic więcej. 

pamiętasz, kiedy dzieliliśmy się życiem, ty, królu, z nieśmiałością w sędziwych oczach, sypałeś okruchy, z których układałam nierówne wzory. dzisiaj widzę w nich proste historie i odwagę, którą sycisz mnie każdej nocy. 

kiedy jestem drzewem, podziwiasz chropowatość kory i skromność ukrytych korzeni. kiedy zamieniam się w wilka, mówisz, że każdy z moich instynktów jest na wagę złota. nie ma takiej opowieści, po której zostawiłbyś mnie samą. nie ma takiej myśli, której nie chciałbyś powąchać. 

mieszkasz we mnie od chwili, gdy zaszumiało morze.
zostań jak długo zechcesz.       


   

wtorek, 18 grudnia 2012

opowieść królowej f. "modły"


w niebie mieszkają tylko czarne ptaki. powietrze musi mieć więc kolor szary.

moja babka kładła mnie spać pojąc modłami i gorącym mlekiem. pamiętam zapach wykrochmalonego łoża i sennych poranków.

martwiła mnie jednak uparta nieobecność aniołów.


gdyby w królestwie moim mieszkały dzieci, parzyłabym im herbatę z imbirem i skórką pomarańczy. zasypiałyby przytulone do kociego futra.

nie wysyłałabym ich w nocy na śmierć.

didaskalia.
na scenę wbiega gromada dzieci, składają rączki i wspólnie deklamują:

now I lay me down to sleep
I pray the lord my soul to keep,
if I should die before I wake,
bless me Lord my soul to take.

niedziela, 16 grudnia 2012

opowieść królowej f. "smutek"

nie widziałam nigdy wesołych ryb. nawet te, które zamieszkują moje sadzawki pływają bez uśmiechu.

kiedy byłam mała miałam kota. kot umarł, a ja nie.

lubię przyglądać się mojemu staremu ciału. przy odpowiednim oświetleniu wygląda jakby przeżyło siedem wojen i wysmagane było biczem w średniowiecznej celi. a przecież nie pokutowałam nigdy. czas miniony jest czasem minionym. nie ma tu miejsca na czary.

w jednej chwili spotykają się przeszłe zdarzenia, rozmowy, rozstania i śmierci. jest wtedy biało i pachnie drewnem. nieważne, czy jestem z wami, czy nie. moje życie jest przy mnie. w każdej chwili mogę odejść i zanurzyć się w dawnych i niedawnych smakach, po raz pierwszy zakochać się i pocałować króla.

potraficie przypomnieć sobie smak pierwszych dni miłości? zapach kobiet widzących w was odpowiedź na najskrytsze modły? mężczyzn, którym z wyrachowaniem pozwalałyście konać i niemo żebrać o łaskę spotkania waszych ciał? potraficie nosić ze sobą te opowieści każdego dnia zimy?

nie rozumiem więc, dlaczego protestujecie wobec mojego smutku. nie chcecie mojej starości, czy może rozpasania? niepokoi was moja bezdzietność i nadchodzący czas bezkrólewia? nie urodzę wam potomka. nie będę karmić piersią. nie oddam się wam.

codziennie jestem piękna w nowy sposób. codziennie mam ochotę na więcej.

czwartek, 29 listopada 2012

królowa f. op. 3

krążą pogłoski, że królowa zraniła wielu mężczyzn, że pozwalała na siebie patrzeć, kusiła i pluła im w twarz.

mówią również, że w niejednym szynku płaczą po niej mężowie, kochankowie i przygodni głupcy, że bluźnią w twarz swoim kobietom, grożąc, że podpalą wioskę, że powieszą się na oczach dzieci, że już nigdy nie spojrzą w oczy miłości, nie tkną życia, pójdą na wojnę i pozwolą się zabić.

zapominają, że jest naszą matką, że zdecydowała się żyć i jest stara.

nie wiem dlaczego odchodzi, kiedy powinna zostać. nie wiem, dlaczego wpatruje się w nas, aż wyczerpani chowamy się w domach, żeby nie odczytała wszystkich naszych sekretów.

czasami myślę, że chowa w sobie więcej, niż moglibyśmy znieść.

jej królewska melancholia. smutek pełen majestatu. i ta dumna starość, którą kusi mocniej, niż potrafią nieletnie dziewczęta.  

czasami widzę w niej ptaka przykutego do tafli lodu. białymi piórami mogłaby łechtać brzuszki dzieci.

ale ona nie ma dzieci.

sobota, 24 listopada 2012

opowieść królowej f. "świetliki"

wiem, że mnie widzicie. próbuję schować się przed wami, przed światłem nachalnych latarń, nie pozwalacie mi. znajduję was ukrytych w zakamarkach kuchni, udajecie drzewa, szelest liści. wasze oczy są jak świetliki - nie zamkniecie ich.

w nocy marzę o milczącym poranku, o ciszy, która ma zapach i kolor. chcę obudzić się łagodna i miękka. żeby was nie było. wiem, że mnie kochacie. że nienawidzicie.

żeby was nie było.

piątek, 23 listopada 2012

opowieść królowej f. "pomarańcze"

kiedy o świcie miasto zanika, słychać skrzek mew.
mewy mają białe pióra. moje włosy są białe. jestem więc mewą.

nie rozumiem tylko, dlaczego matka nie urodziła mnie na południu. przynosiłbyś mi co rano świeże pomarańcze. miałabym swoje drzewo.

wbicie paznokcia w skórę jest przyjemne, uwalniam zapach, unosi się pierwsza, wilgotna mgiełka. kiedy sok spływa po palcach raz jeszcze czuję się jak dziecko, jak kobieta płodna.

przypominają mi się historie zmierzchów przy drewnianym stole, samowaru i bardzo prostych słów. dlatego trzeba pamiętać zapachy. świat nie straci rysów, będzie smakował.  

ustanawiam święto pomarańczy.

wtorek, 20 listopada 2012

królowa f. op. 2

nie bez wstydu przyznaję, że zdarzało mi się podsłuchiwać jej rozmowy.

tamtej nocy była z nim. leżał na podłodze z surowego drewna, ciało miał lepkie, nie wiem, od miodu czy potu. patrzył na nią z takim oddaniem, ale i siłą mężczyzny. wydawał się pobłażliwy dla jej rozpasanego piękna, jednocześnie wdzięczny za jej skupienie. czasami nie mogłam patrzeć, tyle w nich było krwi, śluzu i pasji.

tamtej nocy królowa była smutna.
dopiero później zrozumiałam, że nie będą starzeć się razem.  

niedziela, 18 listopada 2012

królowa f. op. 1.

nie pozwalała się nie zauważyć, choć jednocześnie nie było to jej intencją. szczerze mówiąc, odnosiłam wrażenie, że jej absolutne piękno bierze się z przypadku.

mrużyliśmy oczy kiedy tylko pojawiała się na ulicy. kobiety, dzieci, a szczególnie mężczyźni i chłopcy długo jeszcze po jej odejściu trwali z obłędem w oczach, nie mogąc trafić na powrót do swoich matczynych i małżeńskich gniazd.

marzyliśmy o niej w ciągu dnia, bawiąc się, pieszcząc, parząc herbatę. śniła się nam. dziewczynki stroiły się w ukryciu, prężyły przed lustrem maleńkie ciałka, usiłując odegrać jej niewymuszoną grację. dorosłe panny trefiły swą seksualność, nie wiedząc, że nie tędy droga. kobiety, wycierając spracowane dłonie w otyłe zady niejednokrotnie przeklinały ją w duchu, kochając zarazem jak siostrę, matkę, powiernicę skarg i rozpaczy.

mężczyźni całowali swoje żony, myśląc, że chłoną jej zapach, że smakują ją jak ciepły chleb. jej władza była nie z tego świata, choć jednocześnie tak ziemska, słodka i mokra, jakby pijała z każdym z nas poranną kawę, opowiadała bajki i płodziła dzieci.

jej życie pachniało śniegiem i solą.
nie należała do nas.

  

piątek, 16 listopada 2012

opowieść królowej f. "zapach trocin"


czy królowa francuska mogłaby pokochać kobietę? prawdopodobnie lubiłaby zapach, być może też miękkość jej ciała.

z drugiej strony jest męska twardość i szorstkość twarzy o świcie. czuły dotyk palców. siła. ciepło nasienia.

zatrzymałeś się na powierzchni mojego ciała i w środku.

odnalazłam swoje setki miejsc na ziemi, małych, wielkich, czarnych, złotych; wszystkie rosną. światło jest dzisiaj przydymione, pachnie herbata. ktoś musiał wstać o świcie, żeby zerwać liście, być może zaczynało świecić słońce, prawdopodobnie była rosa. dzieci zostały w łóżkach, kobieta krzątała się przy porannej kawie. być może poprzedniego dnia ktoś umarł i w listkach herbaty odnalazł ciszę.

był czas małego domu na drzewie. jest czas białego pałacu i własnych jabłoni. 

wchodzę do szopy. czuję zapach siana, chlewu i trocin.

poniedziałek, 5 listopada 2012

opowieść królowej f. "wieczór"

spacerowałam ulicami wieczornego miasta, próbując odgadnąć kształty w jakie układa się moja twarz.

czy mijający mnie ludzie myśleli: "królowa ma dzisiaj nastrój dobroduszny", a po powrocie do domów całowali swoje matki, dzieci, żony, kochanków i suki?

czy może dostrzegli we mnie zdradzonych przyjaciół i gładkie kochanki, które odeszły w pół słowa, zabierając z życia najważniejsze obietnice?

nie widzieli jak ukradkiem chłonę kurz we włosy. jak wyobrażam sobie świat bez ciebie, aż w środku robię się biała.

czasami ludzie zamieniają się w zapatrzenie. wtedy jest najlepiej.

sobota, 3 listopada 2012

opowieść królowej f. "biel"

niebo zimową nocą jest białe, ale tylko wtedy, gdy spojrzy się do środka. niezrozumiałe są ulice miast grudniowych i rozgrzane oddechami tramwaje.

dlaczego mieszkańcy metropolii przestali się przechadzać?  

w dorożkach parowały końskie grzbiety, tworząc chmury, z których nad ranem wysypywał się śnieg.
nie ma we mnie wstydu, jest czułość. umierałam wiele razy, ostatnio podano mi kalię żałobną.

nie mam żalu.

historia powtarza się niespiesznie. jest czas na to, żeby wzniecić rewolucję, czas, by przysiąść w śnieżnym lesie i usłyszeć stękanie drzew. widzę światło wpływające pomiędzy gałęzie i pozwalam, by zimny wiatr głaskał mnie po otwartych oczach.

nic nie poradzę na to, że nie prowadzę wojen. że jest tak cicho.      

piątek, 2 listopada 2012

opowieść królowej f. "świt"

w czasie, w którym dochodzi do początku, ktoś zapala światło, słychać pierwsze szepty, nie poznaję siebie, nie widzę też sprzeczności.

dawno temu, kiedy świtało spałam głęboko, a z uszu wystawały mi kwitnące gałęzie wiśni.
później zrywałam się z krzykiem, bo nadciągała horda tatarów, kalając spokojny sen dzieci i starców.

bywało i tak, że świt zjawiał się mimochodem, przegapiony, przylepiony do ściany, ze wstydem wymalowanym na brzuchu. niemy, głupi.

inaczej czekałam na słońce, mając skórę zdartą z brzoskwini, inaczej, gdy zbielały mi lata.

znam smak wody czerpanej z kałuży, znam potoki czyste jak śnieg. widziałam ziewające mgłą jeziora szkocji, topiłam się w oceanie, żebrzącym o moje ciało; wpatrywałam w budzące się drzewa pomarańczowe, polany miodem bruk lizbońskich ulic.

moja twarz o świcie jest niema i ślepa, od noworodka różni ją jedynie cisza. każdego dnia po raz pierwszy czuję ziemię pod stopami, po raz pierwszy ogrzewam swoje ciało, oglądam je w lustrze.

za każdym razem dziwię się, że nic się nie zmienia i że zmienia się wszystko.

      

czwartek, 1 listopada 2012

opowieść królowej f. "święto"

matka urodziła mnie w czasach, kiedy na wsiach leczono rany pajęczyną ze śliną i chlebem. nic na to nie poradzę. umarła od razu, nie mogąc patrzeć jak od niej odchodzę.

dzisiaj mam twarz umytą w jej dłoniach. stała się mała jak niemowlę.

mijają lata, a ja widzę coraz wyraźniej, że życie ma początek i koniec. dokładnie tak. na końcu zawsze jest kropka.

nie przyjmuję logiki czasu. historia dzieje się teraz, działa się wtedy i nie skończy wraz ze mną.
noszę w sobie opowieści jednoczesne. jestem królową, ale i paziem. mogę być orłem ze szponami przeczesującymi wiatr lub małym chłopcem, który płacze po śmierci psa. to dzieje się teraz.

oddaję się złości, szarpiąc diabła za ogon, oddaję się tobie tak, żebym mogła w twoich oczach zobaczyć światło, tarzam się z radości po ziemi, za nic mając błoto na sukni. nie chcę życia wiecznego.

posypałam dziś stopy cynamonem, żebyś poczuł mnie jak święto i uczcił.
życie zaczyna się dzisiaj i dzisiaj się kończy. napijmy się więc herbaty.      

wtorek, 30 października 2012

opowieść królowej f. "oczy"

tak. żądam wyjaśnień. na ucho tylko, bo dzisiaj mam wolne. nie panuję, więc nie wyj.
ludzie znikają.

dawno dawno temu moja krew miesięczna pachniała mlekiem. świat mężnieje i prostuje plecy. panie i panowie, nadchodzi król. miauczcie i kopcie. król kręci nosem i zaraz umrze.

było tak, że rozdawali karty: czerwone i czarne. któraś z nich dawała zmartwychwstanie, niestety trafiło na mnie.
życie powinno mieć początek i koniec. rosną mi oczy jak pieczonej rybie.

żryj do końca, cholero.  

niedziela, 28 października 2012

opowieść królowej f. "kości"

było to w czasach gdy.

księżyc z początku wyszedł w połowie surowy, a potem się spalił. 

w sklepach skończył się cukier. ani ziarenka. dziecko poszło do szkoły bez lizaka. matka karmiła zsiadłym mlekiem, dziecko krzywiło się. matka płakała. nie dało się już. 

bolały mnie kości i łuski. albo oczy.

gdy nagle. 

napiłam się herbaty z zielonej filiżanki. wstawiłam księżyc do piekarnika. zapachniało, zarumieniło się. noc przysunęła się do mnie na długość oddechu, pokłoniła się i została przyjęta. minęło.

gdy nagle. 
zasnęłam. i śniło mi się.  

gdy nagle. 
okazało się, że jestem żywa do ramion. a potem jest. hm. 

  

środa, 26 września 2012

śpimy przytuleni jak dwoje szczeniąt, którym zdechła suka*.

Czy pamiętasz, Królowo, te chwile, gdy przenikały się nasze żebra i stopy? To było tak niewinne, jak pierwszy zimowy śnieg. Wtulałaś twarz w mój brzuch, w pośladek, w plecy. Trwałaś tak przez dłuższy czas, jak gdybyś szukała czegoś ważnego. Miałem wtedy wrażenie, że jestem dla ciebie bezkresny jak wiatr, że ty wsuwasz się we mnie, opłukujesz dłonie w moim ciele, ocierasz się plecami jak kot o konar drzewa. Wiedziałem, że daję ci wszystko, co mam, że leżę przed tobą nagi i mocny, że mogę patrzeć tobie prosto w twarz, a ty nie odwrócisz się. Nie spluniesz. Zasypialiśmy wtuleni w ciepło oddechów, czasami budziłem się i patrzyłem jak w sennym milczeniu kochasz mnie każdym fragmentem twojego brzucha, ud, dłoni. Wiedziałem, że jestem twoim spełnionym pragnieniem i że to nie przeszkadza ci tęsknić.

didaskalia.
królowa słucha w skupieniu. potem uważnie, przesuwając dłonią powoli, głaszcze się po brzuchu i piersiach. publiczność podgląda. 

* rzekła Maria Peszek.

niedziela, 9 września 2012

oddychaj, kochanie, oddychaj*.

Trzymałam cię, naprawdę trzymałam. Nie wiem, kiedy przemieniłeś się w wodę, kiedy wyciekłeś ze mnie jak zmęczony płód. Nosiłam ze sobą przez lata wrażenie zaciśniętych pięści. Chciałam cię siać, żebyś rósł jak pole, żebyś rodził nabrzmiałe, ostre kłosy. Żeby świnie cię jadły, jak paszę, żeby raczono się tobą przy wigilijnym stole, żeby biskupi w purpurze patrzyli na ciebie z miłością, a starzec na drodze tęsknił do ciebie, jak ja tęsknię. Garson przyszedł, kazałam mu obedrzeć się z ciała, wyszorować światło pomiędzy żebrami. Teraz lśnię, ale ty umarłeś. Niech więc ślepną. Niech sczezną. W moich żyłach płynie pamięć bruzd na twojej twarzy, tej sieci utkanej z rozkoszy lędźwi i historii, którym nie dałeś czasu wybrzmieć. Zaczesałam włosy do góry, żeby moje oczy mówiły im o tobie, wymuskałam ciało, żeby jego zapach przypominał im o naszych nocach. Stoję przed nimi gotowa, ale oni widzą we mnie jedynie aktoreczkę z pomponami na sutkach. Ugryzę ich. Niech krzyczą.

didaskalia.
publiczność patrzy. 

* śpiewa Natalia Grosiak.

niedziela, 2 września 2012

czy pamiętasz jak ze mną tańczyłaś walca*?

Pamiętasz tamtą zimę, Królowo, kiedy przechadzaliśmy się ulicami nocnego miasta, powietrze było szkliste, podobnie twoje oczy. Tłumaczyłaś, że to nie wzruszenie, nie miłość. Co jakiś czas tylko twoje ciało przysuwało się do mojego - okutane w kożuch, dłonie szczelnie ukrywałaś w futrzanej mufce, ale ja czułem to ciepło i widziałem wysiłek z jakim odsuwasz się na odległość, co do której postronny obserwator nie miałby zastrzeżeń. Po co, Królowo? Widziałem, jak po kolei wszystkie gałązki twojego ciała nachylają się pod ciężarem pragnienia, słyszałem ich trzask, ich wycie. Ale twoja twarz była niezłomna, wpatrzona w świat niedostępny dla mnie, świat, o którego opuszczenie nie śmiałem cię prosić. Umierałem na twych oczach, Królowo. Patrzyłaś na to pełna bólu i skruchy. Twoje stopy unurzane były w śniegu, pachniałaś wiatrem i wilgocią. Szliśmy tej zimy razem, ramię przy ramieniu, kłamaliśmy oboje i oboje mówiliśmy prawdę.

didaskalia.
królowa słucha. 

*śpiewa Ewa Demarczyk.

sobota, 11 sierpnia 2012

królowo, jak żyć?

didaskalia
na scenie siedzi w kucki królowa francuska. jest bosa, przykryta czarną płachtą. usta i paznokcie ma czerwone. reszta naga. nad królewską głową ekran, a na nim napis: "królowo, jak żyć?" 

do królowej podchodzi paź i podaje listy. królowa ziewa, wstaje, zostawia płachtę na ziemi. jej ciało jest stare i piękne. królowa siada przy okrągłym stole, zakłada nogę na nogę, niespiesznie przerzuca koperty, wreszcie czyta znużonym głosem: 

Królowo, nie wiem, co uczynić z moją starą głową. Ktoś wszedł w nią, zdaje się jesienią i od tego czasu obrzydliwie gwiżdże. To nawet dałoby się wytrzymać, gdyby nie to, że słyszę zatrważająco znane dźwięki, których jednak nie mogę rozpoznać. Mówiłem o tym żonie, ale ona nie jest z tego świata. Ty, Królowo, zrozumiesz. Podpowiedz... dotknij... pogłaszcz...

królowa gniecie papier i rzuca na ziemię. czyta kolejny list:

Ściągam z siebie odciski twoich palców, ale ty chcesz kochać mnie non stop... zaintrygowana królowa obwąchuje kartkę, liże ją, smakuje... pamiętasz ten czas, kiedy nasze ciała były młodsze o pół wieku? Pamiętasz ten wieczór i szczekanie psa? ..... eee - rzecze królowa, wstaje, przez chwilę pozwala publiczności na siebie patrzeć, po czym mówi: 

Nie bójcie się. Noszę wasze ciało. Mam pośladki, piersi, uda, łono. Rosną mi paznokcie, w uszach zbiera się wosk. Czasami wysunie się rzęsa, spłynie ślina. Lubię przesuwać gorącym językiem po wargach, lubię się kochać. Jestem taka jak wy. Jestem stara, tak jak wy. Jestem młoda, tak jak wy. Znacie smak piersi waszych kochanek? Moje smakują miodem. Znacie smak dłoni waszych kochanków? Znacie smak powiek?

na scenie gwałtownie gaśnie światło. królowa znika. publiczność czuje skruchę. 


piątek, 10 sierpnia 2012

samotność w sieci.

Pamiętasz jeszcze zapach starej, dzikiej łąki z bławatkami w tym nieznośnym kolorze? Taki był dusząco słodki, lepki, niemal ciepły. Im bliżej zmierzchu, tym bardziej stawało się miękko, jakby ta mglista, trudna łąka wtapiała się na powrót w ziemię. Mówiłaś, że przerażał cię rój owadów, ukrywających się za źdźbłami traw, ale byłaś gotowa im wybaczyć, bo motyle pachniały tak bardzo. Ty, Królowo, jesteś śmiertelna jak ściernisko. Ale nosisz w sobie historie, które płyną ze mną wszędzie tam, gdzie jestem. W każdym czasie i na wszystkich ziemiach. Czasami myślę, że są jak pajęcze sieci, które oplotły moje usta i oczy, przeniknęły do trzewi, budzą pożądanie i złość. Królowo, gdzie jest teraz twoja łąka? Czy ona pachnie?

didaskalia.
publiczność smarka w chusteczki. zrobiło się ckliwie. na ekranie pojawia się animacja - ogromne czarne pająki i narysowana królowa z pistoletem w dłoni. słychać strzały, raz! raz! raz! i pająki rozbryzgują się, pozostawiając czerwone plamy. królowa świetnie się bawi.  

wtorek, 7 sierpnia 2012

she cries and she wants to die*.

Królowa Francuska nosi ukryte w swym ciele zarazę, kłaki, podarte pończochy, kamienie i strach. Nawet, gdy ciało przyobleka w koronki, nawet gdy pieści się, gdy pieści jego, w chwilach gdy uczucie szczęścia nie pozwala jej spać - pamięta kształt każdego lęku, wie jak pachnie żrąca chęć ucieczki, potrafiłaby opisać ciężar każdego źle wypowiedzianego słowa. Królowa rozumie także, że to się nosi w sobie do końca, nie mija na starość, nie chudnie. I że można z tym żyć, że warto. Niekiedy jednak zawyje jak pies, zaciśnie powieki dziecięco, jak gdyby chciała wymazać świat. Bywa, że zatrzyma się w bezruchu, pomylona w czasie. Królowa myśli potem, że życie zawiera w sobie wszystkie smrody świata. I wszystkie zapachy. Wtedy kłania się głęboko swojemu odbiciu w lustrze, rozgląda się, czy nikt nie widzi i szepce: kocham cię. I słyszy, naprawdę słyszy, odpowiedź.

didaskalia.
królowa francuska wyszła. publiczność musi zaczekać. jeśli nie czuje dyskomfortu, może spróbować ją  wywołać, w ten sam sposób, w który wywołuje się gwiazdę rocka - skan-du-jąc. jeśli królowa zechce, to wróci. jeśli nie, cóż. bywa i tak. 

*śpiewa Morrissey.

niedziela, 5 sierpnia 2012

god save the queen.

Nie zgadzam się. Paszoł. - Królowa Francuska wzdryga się, jak gdyby strząsała z siebie robactwo. I czuje na sobie te opuszki rozmnożonych palców, gorących, lepkich. I próbuje uciec, ale one snują się za nią niespiesznie, snują się po niej, wygłaskując rany, jedna za drugą. Są jak przerośnięte larwy - złe, obłe, łyse.

didaskalia.
w czasie, gdy narrator wypowiada te słowa, królowa francuska tańczy na scenie w takt cello concerto witolda lutosławskiego. tekst można powtarzać w nieskończoność. królowa może tańczyć aż padnie trupem. 

sobota, 28 lipca 2012

make up your mind*.

Ty się, Królowo, opamiętaj! - rzecze on. Ty się zmiłuj nad sobą, zastanów. Nie graj mi na nosie, włosów nie wyrywaj. Ja siwy jestem, niedbale złożony. Mogę zazgrzytać w kościach znienacka, rozpaść się, stopić. Ty nie bądź taka wytrawna, bo ja potrzebuję miodu i soków słodkich. Nie głupiej na widok duchów, one pójdą. Nie garb się tak, jakby ziemię całą kładli ci na kark. Jesteś mocna jak dąb stuletni i podobnież stara. Patrzę na ciebie, kiedy wieczorem zdejmujesz farby z twarzy, wyłaniają się wtedy te linie wyraźne i piękne, bruzdy, w których nierzadko płynie mleko. Ty jesteś piękna, Królowo, jesteś grobowcem myśli dotkliwych i czujnych. Potrafisz wspiąć się na palce i unurzać w przekleństwie. A kiedy przychodzi czas, jesteś mądrą kochanką ze stali i śluzu. Dajesz mi nowe zapachy. Dajesz śmierć otwartą jak ramiona dziecka.

didaskalia.
królowa francuska, w czarnej, prostej sukni, stoi z boku sceny i uważnie słucha. na ekranie pojawia się jej twarz powielona w lustrze, na którą nakłada makijaż - na jedno oko, połowę ust, jeden policzek. drugą połowę pozostawia nienaruszoną. obie części oderżnięte są od siebie grubą czarną linią.

*śpiewa Morrissey.    

czwartek, 12 lipca 2012

dziady.

Larry spoczął w byle jakiej trumnie na byle jakim cmentarzu skropiony wodą byle jak święconą. Pies z kulawa nogą nie pojawił się, by choć szczeknąć. Pogoda była ładna, świeża wiosna pachnąca na horyzoncie, świeże romanse pachnące na horyzoncie i zmrożone, samotne wieczory obiecujące tak wiele. Nikt nie zainteresował się nagłą śmiercią Larrego. Służba posprzątała zwłoki, zwłoki pogrzebano, pogrzeb zakończono. Nie padło żadne amen, nie spadła jedna łza. Wyglądało na to, że Larry nigdy nie istniał. Wymyśliła go, przeżuła i wypluła.

didaskalia.
na ekranie z tyłu sceny jack nicholson, wyposażony w twarz dziką, rąbie siekierą drzwi. za drzwiami ukrywa się mały, wystraszony  chłopiec. 

środa, 11 lipca 2012

Larry.

didaskalia.
królowa francuska, ubrana w aksamitny peniuar i botki z pomponem taszczy przez scenę swój tron, sapie przy tym i wyraźnie jęczy. ustawia tron na środku sceny, siada, wygładza fałdy materiału, gładzi fałdy skóry i przez jakiś czas przygląda się publiczności w milczeniu. wzrok ma psi. 

Na spektaklu zauważyła młokosa, który śmiertelnie nudził się i najwyraźniej nie miał potrzeby tego ukrywać. Pomyślała, że musi być intrygującym błaznem i że chętnie napiłaby się z nim szkockiej.

Wieczorem oboje leżeli na sofie pijani, półnadzy i nie mieli sobie nic więcej do powiedzenia. Ich związek trwał jednak trzy długie lata.

didaskalia.
królowa wstaje i mówi spokojnym, smutnym głosem: kiedy nie patrzysz zamieniam się w kruche ciastko. nurzam się, pachnę, wchłaniam wilgoć, parzę się, pieprzę. 

to powiedziawszy, królowa kładzie się na ziemi, wkłada kciuk do ust i zwija ciało w pozycję embrionalną. w tle słychać utwór "rosemary's baby" krzysztofa komedy. dzwięki początkowo ciche, zaczynają nabrzmiewać aż do granic wytrzymałości, po czym przerwane zostają wpół taktu i nastaje cisza. wyraźnie słychać płacz królowej. po chwili podchodzi do niej dziecko, kładzie sobie jej głowę na kolanach i gładzi spokojnie i tkliwie. z tyłu sceny, z góry zsuwa się ogromny portret larrego w pozycji niedbałej i z cyniczną mordą. królowa wstaje gwałtownie, klęka na tronie-klęczniku, zwrócona twarzą do obrazu i zaczyna się modlić.   

wtorek, 10 lipca 2012

godzina zero.

didaskalia.
półmrok. okna w pokoju są uchylone. nie dobiega żaden szelest, ni zgrzyt. za kotarą, nieruchoma jak posąg stoi królowa francuska. nie oddycha, nie pachnie, nie rzuca cienia. twarz jej blada jest i sucha. za chwilę do pokoju wpełza larry, ona chwilę czeka, przypomina sobie zapach kurortu nad morzem czarnym, uśmiecha się do siebie, wyciąga colta m1911 i strzela larremu w twarz. rzuca na niego jeszcze uważne spojrzenie, strzepuje z sukni okruch chleba i niespiesznie się oddala. po chwili jednak zatrzymuje się, patrzy na publiczność, przykłada palec do ust i mówi: ciiiiii. 

poniedziałek, 9 lipca 2012

whatever.

Wicher hula na wskroś, przewraca drzewa i dachy rwie czerwone. Ona siedzi na podłodze, wpatrzona w biel ściany, w ręku elegancki papieros, na posadzce, obok jej uda stoi szklanica ze złotym płynem. Twarz ma mokrą i o raczej głupim wyrazie. Cierpi. Cierpnie. Czuje na ciele coraz silniejsze mrowienie, zaczyna boleć, ona jednak nie zmienia pozycji ciała. Popiół z papierosa, niczym liść klonu, wirując opada na jej nocną koszulę, wypala dziurę i przypieka skórę.

didaskalia.
hej! - krzyczy publiczność w odpowiedzi na rym jej myśli. 


królowa francuska otwiera szeroko oczy, zrywa się, wypręża pierś i deklamuje: wyję do ciebie. wyję i mlaskam. niedołężna jestem, zielona. daj się rozsupłać, daj wyczarować. pokaż mi siebie w słońcu porannym. nasikaj na mnie, uderz. whatever. 

baluj, my love, baluj samotnie.

didaskalia.
sala balowa jest duża i taka, jaką znamy z trędowatej. królowa francuska ma suknię koloru krwi i wie, że z każdym jej krokiem powietrze gęstnieje. gdy znajduje się na środku sali spod ziemi wyrasta larry, który wskazuje na nią ogromnym palcem, mówiąc w zadumie - ty dziwko. goście wybuchają śmiechem. królowa francuska zapada się pod ziemię. publiczność woła - to już było! 

Na stoliku nocnym leży koperta. Widzi ją od trzech dni, gdy zasypia i gdy się budzi. Nie widzi Larrego, który przepadł bez wieści, pozostając jedynie literami wyrytymi na blankiecie. Sam Larry nie wyróżnia się nadto. Miewa szarmanckie stadia rozwoju, bywa zabawny. Na co dzień przypomina larwę. Gnoja pozbawionego smaku. Ona jednak czeka. Czekanie ją nudzi, odnosi wrażenie, że jej miejsce jest wśród przysmaków, na platerze z kieliszkiem szampana w dłoni, na której kwitną czerwone, długie paznokcie. Tymczasem leży w łóżku, na niebie ktoś ułożył słońce, służąca krząta się niespiesznie po domu, a ona nie widzi powodu, żeby szykować się na bal. Cholera - myśli w duchu. Cholera. Wstaje, myje się, służąca podaje jej croissanta z masłem, kawę i sok pomarańczowy. Uśmiecha się do niej, pyta o wieści ze świata, cieszy się, że tym razem nie wybuchła wojna, zakłada bieliznę - najlepszą, czarną. Każe sobie przyszykować suknię w kolorze krwi, zakłada, służąca wiąże ją w talii bez słowa, ale jej oczy wyrażają podziw i zdumienie kunsztem jej ciała. Na to wchodzi Larry, śmierdzący, kiepski Larry. Ona rzuca mu krótkie spojrzenie i głosem dźwięcznym i pewnym rzecze: won!

niedziela, 8 lipca 2012

angry bird.

Czasami przypełzały do niej gnidy. Złość i łzy wielkie jak świat - gryzące, szczypiące, niemożliwe do zatrzymania. Dusiła się, myśli jej omdlewały, stawała się głupia do szpiku kości. Wystarczało jednak, że wlewała w siebie szkocką i świat nabierał proporcji, myśli splatały się w koński ogon - frywolne, bystre, opanowane. Zagłada przesuwała się o kolejnych dni kilka, a ona - szła do łazienki, precyzyjnie i z czułością pokrywała opuchniętą twarz świeżą twarzą i już pewnym krokiem wracała na scenę. 


didaskalia.
rozlegają się gromkie brawa, szepty i gwizdy. aktorka kłania się i mdleje. 

sobota, 7 lipca 2012

po ptaszku.

Ostatni był Larry. Larry najkorzystniej wyglądał o świcie. Tylko wówczas podziwiać mogła jego niewątpliwie słuszny wzwód. Głaskała go, niemal całowała, ale on spał twardo sprawiedliwym snem pijaka.

Pewnego wieczoru oglądali film na swoim retro - czarno-białym telewizorze. Obraz był nawet zajmujący, tyle że nieopatrznie pobudził Larrego chuć. Przeżegnała się w duchu, przeklęła wszystkie boże stworzenia i pomyślała, że zaraz stanie się koniec świata. Z całej siły starała się zwilżyć, wzywała wszystkie moce ziemskie i na wszelki wypadek pozaziemskie, ale gdy on zaczął to jednocześnie skończył.

- Ty dziwko, rzekł Larry z zadumą. I zasnął.

didaskalia.
na scenie cokół, na cokole królowa francuska w pozie największego z wieszczy, wygłasza mowę: rodacy - nie dla psa kiełbasa, nie dla mnie ptactwa ćwierkanie. mówię to ja - kobieta bardzo stara, obrzydliwie bogata i z każdym dniem piękniejsza. co więcej - przechodzę koło was każdego dnia. bu! 

publiczność zamiera. 

the end of story.

didaskalia.
królowa francuska pojawia się w oparach mgieł i mówi - opowiem wam historię lub historii kilka. będę z wami po wszystkie dni i tak dalej. nie mam nic do stracenia. ukłon. 

Pierwszy raz zawahała się, gdy zamiast smaku pomarańczy poczuła popiół. Już od dłuższego czasu rumieniła się bez miłości, chciała umrzeć bez powodu. Kuliła się w rogu kanapy, jak bury pers z przetrąconą nogą, ledwo mówiła. Ledwo słyszała. W mózgu miliony drobnych słów, bez znaczenia, bez zapachu, usiłowały spotkać się i oznaczyć teren. Nasikać, mówiąc wprost. Nie da się tak - bez sensu i bez siły. Nie da się budzić rano, myć zębów, pudrować nos, nie da się dopasowywać żakietu do sukni, planować dnia, uwydatniać ust, myśleć o śniadaniu-obiedzie-kolacji. Nie da się oddychać bez świstu budzącego sąsiadów.

didaskalia.
królowa francuska siedząc w nobliwym fotelu, z pledem na kolanach i czarnym kotem na pledzie rzecze łamiącym się głosem - byłam świadkiem upadku wielkich narracji. huk był, wierzcie mi. dlatego, drodzy, moje oddechy będą krótkie. 

marcin świetlicki, poeta.

Jako Królowa Francuska po wielokroć raczy się odpowiednio gustownymi dźwiękami. Pewnego wieczoru, nonszalancki friend of hers pokazał jej zabawnego poetę, który, przecudnie paląc papierosa, śpiewał pieśni chwytające za serce. Ze szczególnym smakiem wysłuchała  poety, gdy z namaszczeniem charczał do ptaszka, z nadzieją, że się już skończył.

mamynadziejęptaszkużesięjużskończyłeś
ptaszku


didaskalia.
na scenę niepewnym krokiem wchodzi marcin świetlicki, widzi tłum i ucieka. 


piątek, 6 lipca 2012

welcome.

Pomimo panującego w jej łonie bezkrólewia zwą ją Królową Francuską. Wyobraźcie to sobie - ma za sobą wiele lat i wiele zdarzeń. Nieco ją może przykurzyło, ale trzyma fason i pręży się jak kot do słońca. Do zapachów. Do seksu. Pamiętajcie, drodzy, z miłością nie ma żartów. Wóz albo przewóz; żadnych półśrodków, półgwizdków. Trzeba żyć. Po królewsku i smacznie. Poza tym, jak twierdzi, nie wie nic i łyka świat w całości. I niech się dzieje, co chce.

didaskalia.
przygasają światła. w tle słychać stukanie obcasów. pachnie chlebem.