czwartek, 29 listopada 2012

królowa f. op. 3

krążą pogłoski, że królowa zraniła wielu mężczyzn, że pozwalała na siebie patrzeć, kusiła i pluła im w twarz.

mówią również, że w niejednym szynku płaczą po niej mężowie, kochankowie i przygodni głupcy, że bluźnią w twarz swoim kobietom, grożąc, że podpalą wioskę, że powieszą się na oczach dzieci, że już nigdy nie spojrzą w oczy miłości, nie tkną życia, pójdą na wojnę i pozwolą się zabić.

zapominają, że jest naszą matką, że zdecydowała się żyć i jest stara.

nie wiem dlaczego odchodzi, kiedy powinna zostać. nie wiem, dlaczego wpatruje się w nas, aż wyczerpani chowamy się w domach, żeby nie odczytała wszystkich naszych sekretów.

czasami myślę, że chowa w sobie więcej, niż moglibyśmy znieść.

jej królewska melancholia. smutek pełen majestatu. i ta dumna starość, którą kusi mocniej, niż potrafią nieletnie dziewczęta.  

czasami widzę w niej ptaka przykutego do tafli lodu. białymi piórami mogłaby łechtać brzuszki dzieci.

ale ona nie ma dzieci.

sobota, 24 listopada 2012

opowieść królowej f. "świetliki"

wiem, że mnie widzicie. próbuję schować się przed wami, przed światłem nachalnych latarń, nie pozwalacie mi. znajduję was ukrytych w zakamarkach kuchni, udajecie drzewa, szelest liści. wasze oczy są jak świetliki - nie zamkniecie ich.

w nocy marzę o milczącym poranku, o ciszy, która ma zapach i kolor. chcę obudzić się łagodna i miękka. żeby was nie było. wiem, że mnie kochacie. że nienawidzicie.

żeby was nie było.

piątek, 23 listopada 2012

opowieść królowej f. "pomarańcze"

kiedy o świcie miasto zanika, słychać skrzek mew.
mewy mają białe pióra. moje włosy są białe. jestem więc mewą.

nie rozumiem tylko, dlaczego matka nie urodziła mnie na południu. przynosiłbyś mi co rano świeże pomarańcze. miałabym swoje drzewo.

wbicie paznokcia w skórę jest przyjemne, uwalniam zapach, unosi się pierwsza, wilgotna mgiełka. kiedy sok spływa po palcach raz jeszcze czuję się jak dziecko, jak kobieta płodna.

przypominają mi się historie zmierzchów przy drewnianym stole, samowaru i bardzo prostych słów. dlatego trzeba pamiętać zapachy. świat nie straci rysów, będzie smakował.  

ustanawiam święto pomarańczy.

wtorek, 20 listopada 2012

królowa f. op. 2

nie bez wstydu przyznaję, że zdarzało mi się podsłuchiwać jej rozmowy.

tamtej nocy była z nim. leżał na podłodze z surowego drewna, ciało miał lepkie, nie wiem, od miodu czy potu. patrzył na nią z takim oddaniem, ale i siłą mężczyzny. wydawał się pobłażliwy dla jej rozpasanego piękna, jednocześnie wdzięczny za jej skupienie. czasami nie mogłam patrzeć, tyle w nich było krwi, śluzu i pasji.

tamtej nocy królowa była smutna.
dopiero później zrozumiałam, że nie będą starzeć się razem.  

niedziela, 18 listopada 2012

królowa f. op. 1.

nie pozwalała się nie zauważyć, choć jednocześnie nie było to jej intencją. szczerze mówiąc, odnosiłam wrażenie, że jej absolutne piękno bierze się z przypadku.

mrużyliśmy oczy kiedy tylko pojawiała się na ulicy. kobiety, dzieci, a szczególnie mężczyźni i chłopcy długo jeszcze po jej odejściu trwali z obłędem w oczach, nie mogąc trafić na powrót do swoich matczynych i małżeńskich gniazd.

marzyliśmy o niej w ciągu dnia, bawiąc się, pieszcząc, parząc herbatę. śniła się nam. dziewczynki stroiły się w ukryciu, prężyły przed lustrem maleńkie ciałka, usiłując odegrać jej niewymuszoną grację. dorosłe panny trefiły swą seksualność, nie wiedząc, że nie tędy droga. kobiety, wycierając spracowane dłonie w otyłe zady niejednokrotnie przeklinały ją w duchu, kochając zarazem jak siostrę, matkę, powiernicę skarg i rozpaczy.

mężczyźni całowali swoje żony, myśląc, że chłoną jej zapach, że smakują ją jak ciepły chleb. jej władza była nie z tego świata, choć jednocześnie tak ziemska, słodka i mokra, jakby pijała z każdym z nas poranną kawę, opowiadała bajki i płodziła dzieci.

jej życie pachniało śniegiem i solą.
nie należała do nas.

  

piątek, 16 listopada 2012

opowieść królowej f. "zapach trocin"


czy królowa francuska mogłaby pokochać kobietę? prawdopodobnie lubiłaby zapach, być może też miękkość jej ciała.

z drugiej strony jest męska twardość i szorstkość twarzy o świcie. czuły dotyk palców. siła. ciepło nasienia.

zatrzymałeś się na powierzchni mojego ciała i w środku.

odnalazłam swoje setki miejsc na ziemi, małych, wielkich, czarnych, złotych; wszystkie rosną. światło jest dzisiaj przydymione, pachnie herbata. ktoś musiał wstać o świcie, żeby zerwać liście, być może zaczynało świecić słońce, prawdopodobnie była rosa. dzieci zostały w łóżkach, kobieta krzątała się przy porannej kawie. być może poprzedniego dnia ktoś umarł i w listkach herbaty odnalazł ciszę.

był czas małego domu na drzewie. jest czas białego pałacu i własnych jabłoni. 

wchodzę do szopy. czuję zapach siana, chlewu i trocin.

poniedziałek, 5 listopada 2012

opowieść królowej f. "wieczór"

spacerowałam ulicami wieczornego miasta, próbując odgadnąć kształty w jakie układa się moja twarz.

czy mijający mnie ludzie myśleli: "królowa ma dzisiaj nastrój dobroduszny", a po powrocie do domów całowali swoje matki, dzieci, żony, kochanków i suki?

czy może dostrzegli we mnie zdradzonych przyjaciół i gładkie kochanki, które odeszły w pół słowa, zabierając z życia najważniejsze obietnice?

nie widzieli jak ukradkiem chłonę kurz we włosy. jak wyobrażam sobie świat bez ciebie, aż w środku robię się biała.

czasami ludzie zamieniają się w zapatrzenie. wtedy jest najlepiej.

sobota, 3 listopada 2012

opowieść królowej f. "biel"

niebo zimową nocą jest białe, ale tylko wtedy, gdy spojrzy się do środka. niezrozumiałe są ulice miast grudniowych i rozgrzane oddechami tramwaje.

dlaczego mieszkańcy metropolii przestali się przechadzać?  

w dorożkach parowały końskie grzbiety, tworząc chmury, z których nad ranem wysypywał się śnieg.
nie ma we mnie wstydu, jest czułość. umierałam wiele razy, ostatnio podano mi kalię żałobną.

nie mam żalu.

historia powtarza się niespiesznie. jest czas na to, żeby wzniecić rewolucję, czas, by przysiąść w śnieżnym lesie i usłyszeć stękanie drzew. widzę światło wpływające pomiędzy gałęzie i pozwalam, by zimny wiatr głaskał mnie po otwartych oczach.

nic nie poradzę na to, że nie prowadzę wojen. że jest tak cicho.      

piątek, 2 listopada 2012

opowieść królowej f. "świt"

w czasie, w którym dochodzi do początku, ktoś zapala światło, słychać pierwsze szepty, nie poznaję siebie, nie widzę też sprzeczności.

dawno temu, kiedy świtało spałam głęboko, a z uszu wystawały mi kwitnące gałęzie wiśni.
później zrywałam się z krzykiem, bo nadciągała horda tatarów, kalając spokojny sen dzieci i starców.

bywało i tak, że świt zjawiał się mimochodem, przegapiony, przylepiony do ściany, ze wstydem wymalowanym na brzuchu. niemy, głupi.

inaczej czekałam na słońce, mając skórę zdartą z brzoskwini, inaczej, gdy zbielały mi lata.

znam smak wody czerpanej z kałuży, znam potoki czyste jak śnieg. widziałam ziewające mgłą jeziora szkocji, topiłam się w oceanie, żebrzącym o moje ciało; wpatrywałam w budzące się drzewa pomarańczowe, polany miodem bruk lizbońskich ulic.

moja twarz o świcie jest niema i ślepa, od noworodka różni ją jedynie cisza. każdego dnia po raz pierwszy czuję ziemię pod stopami, po raz pierwszy ogrzewam swoje ciało, oglądam je w lustrze.

za każdym razem dziwię się, że nic się nie zmienia i że zmienia się wszystko.

      

czwartek, 1 listopada 2012

opowieść królowej f. "święto"

matka urodziła mnie w czasach, kiedy na wsiach leczono rany pajęczyną ze śliną i chlebem. nic na to nie poradzę. umarła od razu, nie mogąc patrzeć jak od niej odchodzę.

dzisiaj mam twarz umytą w jej dłoniach. stała się mała jak niemowlę.

mijają lata, a ja widzę coraz wyraźniej, że życie ma początek i koniec. dokładnie tak. na końcu zawsze jest kropka.

nie przyjmuję logiki czasu. historia dzieje się teraz, działa się wtedy i nie skończy wraz ze mną.
noszę w sobie opowieści jednoczesne. jestem królową, ale i paziem. mogę być orłem ze szponami przeczesującymi wiatr lub małym chłopcem, który płacze po śmierci psa. to dzieje się teraz.

oddaję się złości, szarpiąc diabła za ogon, oddaję się tobie tak, żebym mogła w twoich oczach zobaczyć światło, tarzam się z radości po ziemi, za nic mając błoto na sukni. nie chcę życia wiecznego.

posypałam dziś stopy cynamonem, żebyś poczuł mnie jak święto i uczcił.
życie zaczyna się dzisiaj i dzisiaj się kończy. napijmy się więc herbaty.