niedziela, 9 września 2012

oddychaj, kochanie, oddychaj*.

Trzymałam cię, naprawdę trzymałam. Nie wiem, kiedy przemieniłeś się w wodę, kiedy wyciekłeś ze mnie jak zmęczony płód. Nosiłam ze sobą przez lata wrażenie zaciśniętych pięści. Chciałam cię siać, żebyś rósł jak pole, żebyś rodził nabrzmiałe, ostre kłosy. Żeby świnie cię jadły, jak paszę, żeby raczono się tobą przy wigilijnym stole, żeby biskupi w purpurze patrzyli na ciebie z miłością, a starzec na drodze tęsknił do ciebie, jak ja tęsknię. Garson przyszedł, kazałam mu obedrzeć się z ciała, wyszorować światło pomiędzy żebrami. Teraz lśnię, ale ty umarłeś. Niech więc ślepną. Niech sczezną. W moich żyłach płynie pamięć bruzd na twojej twarzy, tej sieci utkanej z rozkoszy lędźwi i historii, którym nie dałeś czasu wybrzmieć. Zaczesałam włosy do góry, żeby moje oczy mówiły im o tobie, wymuskałam ciało, żeby jego zapach przypominał im o naszych nocach. Stoję przed nimi gotowa, ale oni widzą we mnie jedynie aktoreczkę z pomponami na sutkach. Ugryzę ich. Niech krzyczą.

didaskalia.
publiczność patrzy. 

* śpiewa Natalia Grosiak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz