niedziela, 18 listopada 2012

królowa f. op. 1.

nie pozwalała się nie zauważyć, choć jednocześnie nie było to jej intencją. szczerze mówiąc, odnosiłam wrażenie, że jej absolutne piękno bierze się z przypadku.

mrużyliśmy oczy kiedy tylko pojawiała się na ulicy. kobiety, dzieci, a szczególnie mężczyźni i chłopcy długo jeszcze po jej odejściu trwali z obłędem w oczach, nie mogąc trafić na powrót do swoich matczynych i małżeńskich gniazd.

marzyliśmy o niej w ciągu dnia, bawiąc się, pieszcząc, parząc herbatę. śniła się nam. dziewczynki stroiły się w ukryciu, prężyły przed lustrem maleńkie ciałka, usiłując odegrać jej niewymuszoną grację. dorosłe panny trefiły swą seksualność, nie wiedząc, że nie tędy droga. kobiety, wycierając spracowane dłonie w otyłe zady niejednokrotnie przeklinały ją w duchu, kochając zarazem jak siostrę, matkę, powiernicę skarg i rozpaczy.

mężczyźni całowali swoje żony, myśląc, że chłoną jej zapach, że smakują ją jak ciepły chleb. jej władza była nie z tego świata, choć jednocześnie tak ziemska, słodka i mokra, jakby pijała z każdym z nas poranną kawę, opowiadała bajki i płodziła dzieci.

jej życie pachniało śniegiem i solą.
nie należała do nas.

  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz